Autor: King Stephen (pseud. Bachman Richard)
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Cykl: |
Mroczna Wieża (tom 7) |
Kres wędrówki, koniec pisania, cel osiągnięty... ale czy na pewno? "Sir Roland pod Mroczną Wieżą stanął", te słowa (będące tytułem poematu Roberta Browninga, o którym zapewne wszyscy miłośnicy "Wieży" słyszeli, a niewielu miało okazję przeczytać - choć teraz się to zmieni, gdyż poemat jest dołączony do książki) doskonale obrazują treść siódmego tomu "Mrocznej Wieży". Zwieńczenia całej sagi.
Można by rzec, że "Pieśń Susannah" była tylko swego rodzaju wprowadzeniem do prawdziwej akcji, która ma miejsce w "Mrocznej Wieży". A w tej ostatniej odsłonie akcji nie brakuje. Mimo tego, że powieść ma grubo ponad 800 stron, praktycznie cały czas coś się dzieje. Szczerze mówiąc, ciężko jest trzymać język za zębami, ale postaram się, aby w tym tekście nie było żadnych spoilerów.
Jak zwykle, kolejny tom otwierają cytaty. Jeden z nich szczególnie mnie ujął, gdyż nie spodziewałem się w książce Króla zobaczyć tekstu Trenta Reznora (z mojej ulubionej piosenki Nine Inch Nails - "Hurt"), który wręcz idealnie oddaje uczucia zawarte w tej powieści. Uczucia, które prawie wylewają się z kart powieści, od prawdziwego triumfu po bezgraniczny smutek.
Niesamowitym uczuciem jest w końcu dotrzeć z Rolandem do końca jego podróży, po tylu miesiącach, latach, stronach spędzonych razem (nie wyobrażam sobie, jak muszą czuć się czytelnicy "Wieży", którzy byli z nim od samego początku, nie mówiąc już o samym Kingu - sygnatura na końcu książki naprawdę robi wrażenie: "19 czerwca 1970 - 7 kwietnia 2004"... napisanie całego cyklu zajęło mu 34 lata!).
W moim mniemaniu jest to zdecydowanie najlepsza część cyklu, jeśli nie najlepsza książka w całym dorobku Króla (który w zasadzie w tej powieści rozliczył się z większością swoich książek, nawet jeśli powiązaniem miałby być sam tytuł - prawdziwy raj dla niezmordowanych poszukiwaczy i maniaków widzących wszędzie związki między książkami).
Palce zaczynają mnie świerzbić, więc wolałbym nie pisać więcej, bo pewnie skończyłbym jak nieodżałowany kucharz pałacowy, Hax.
Na koniec jeszcze słówko o zakończeniu... (wstrzymajcie się z tą pętlą! nie zdradzę nic, czego nie chcecie wiedzieć). Otóż zakończenie jest idealne, wspaniałe i oryginalne. Oraz, jak sam King napisał - jedyne prawdziwe. Ma się nijak do wszystkich dotąd snutych przez fanów przypuszczeń i zapewniam Was, że będziecie zadowoleni.
Mottem tej książki powinno być powiedzenie Rolanda - "Ka jest kołem".
|